Janusz Gołuchowski

Urodził się 4 marca 1928 w Warszawie. Miał starszą siostrę. Jego ojciec był właścicielem zakładu fryzjerskiego w Płudach i Henrykowie (na terenie dzisiejszej Warszawy), matka zajmowała się domem. Na system wartości i wychowanie patriotyczne Janusza Gołuchowskiego ogromny wpływ mieli trzej wujowie ze strony matki, wojskowi. Janusz Gołuchowski pobierał nauki najpierw w szkole prywatnej Sióstr Rodziny Marii w Płudach, później zaś w pierwszej klasie szkoły zawodowej. Naukę w szkole przerwał wybuch wojny.
W 1944 roku Janusz Gołuchowski jako 16-letni chłopiec zgłosił się do Armii Krajowej, podając się za 18-latka. Wziął udział w dwóch nieudanych akcjach w czasie powstania warszawskiego: zdobywaniu koszar w Legionowie oraz w starciu z przeważającymi liczebnie siłami niemieckimi w Kampinosie. Po tym ostatnim wydarzeniu ukrywał się w fabryce drożdży, gdzie został złapany przez Niemców i skierowany do twierdzy w Zakroczymiu do pracy przy okopach, a następnie jesienią 1944 wywieziony pociągiem z Modlina do niemieckiego obozu w Wendenfurt koło Hasselfelde w górach Harz. Tam pracował fizycznie wraz z pozostałymi trzydziestoma polskimi więźniami-powstańcami do wiosny 1945, kiedy wojska alianckie wkroczyły na ziemie niemieckie. Kilka miesięcy przebywał w alianckich obozach w Blankenburgu i Lebenstedt. Poprzez Czerwony Krzyż nawiązał kontakt z jednym z wujów, Antonim Fijałkowskim. Dzięki niemu od stycznia 1946 stacjonował już w obozie uzupełnień 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka w Quakenbrück. W tym czasie pobierał nauki w drugiej klasie szkoły powszechnej.

Po demobilizacji Janusz Gołuchowski wrócił do Polski w sierpniu 1947, przyjechawszy ostatnim transportem z Quakenbrück. Jeszcze tego samego roku był kilkakrotnie wzywany na przesłuchania do Urzędu Bezpieczeństwa. Po wojnie kontynuował naukę w technikum budownictwa przemysłowego. W tym czasie poznał swoją przyszłą żonę, z którą kilka lat później wziął ślub.

Po wojnie Janusz Gołuchowski zajmował się bardzo intensywnie sportem. Całe swoje życie zawodowe spędził w przedsiębiorstwie robót elewacyjnych, głównie na stanowisku kierowniczym. Nigdy nie należał do PZPR, do uczestnictwa w AK przyznał się w latach 70., w latach 80. przez pewien czas należał do zależnego od ZBOWiD-u stowarzyszenia Synowie Pułku. Po przejściu na emeryturę w 1988 roku zaczął czynnie działać w warszawskim środowisku żołnierzy 1. Dywizji Pancernej. Był sekretarzem, obecnie jest prezesem tego stowarzyszenia. Od ponad dziesięciu lat reprezentuje 1. Dywizję Pancerną podczas krajowych i zagranicznych świąt i rocznic, prowadzi także prelekcje w szkołach imienia generała Stanisława Maczka w całej Polsce.

Opis nagrania|Streszczenie|Posłuchaj|Zdjęcia archiwalne|Zdjęcia współczesne

Projekt: Żołnierze 1. Dywizji Pancernej gen. Maczka
Wywiad przeprowadził/a: Łukasz Kamiński
Sygnatura nagrania: AHM_1751
Miejsce nagrania: Warszawa (Polska)
Data nagrania: 16.03.2010
Czas nagrania: 03h 47min
Język nagrania: polski
Opis nagrania: Rodzina oraz życie codzienne w Warszawie przed 1939 rokiem; okupacja niemiecka (działalność konspiracyjna w Armii Krajowej); udział w akcjach zbrojnych w czasie Powstania Warszawskiego; obóz pracy przymusowej w Wendenfurt k. Hasselfelde w górach Harzu (1944-1945); wyzwolenie przez aliantów zachodnich; przyłączenie do alianckich sił zbrojnych; służba w 1. Dywizji Pancernej gen. Maczka w 1945 roku i pobyt w Quakenbrück; nauka w Quakenbrück oraz po powrocie do Polski, w Warszawie; Żydzi przed wojną i w czasie wojny; praca w budownictwie przez całe zawodowe życie; działalność w warszawskim kole kombatantów 1. Dywizji Pancernej (spotkania z dyplomatami, ambasadorami, attaché i władzami krajów alianckich).

Źródło: http://www.audiohistoria.pl/web/index.php/swiadkowie/osoba/id/3243

 

JANUSZ GOŁUCHOWSKI „ORWICZ”

Warszawa, 23 lipca 2012 roku
Rozmowę prowadziła Małgorzata Rafalska-Dubek

..............................................

Jak pan trafił do Maczka?

Myśmy wrócili na miejsce, gdzie myśmy byli w górach Harzu, skąd nas wypędzono. Już oczywiście Niemców nie było i myśmy tam sobie kilka dni przebywali. Amerykanie nam ustrzelili kozła, jelenia. Przywieźli nam, dali nam swoje karabiny amerykańskie szesnastostrzałowe. Powiedzieliśmy, że jesteśmy z Warszawy, że byliśmy z Powstania. Uznali nas za swoich, [dali] karabiny, bo tu niebezpiecznie. Tam żeśmy posiedzieli, to krótko trwało, kilka dni, była piękna pogoda, to żeśmy się opalali. Później wszystkich zgarnęli do jednego wielkiego obozu, były wielkie koszary niemieckie w Blankenburgu. Było chyba cztery tysiące Polaków zewsząd pozbieranych. Byłem w tym obozie kilka dni. Była taka sprawa, że Amerykanie stamtąd odchodzili, a mieli tamte tereny zająć Rosjanie. „Kto zostaje, bo tu Rosjanie przychodzą, a kto chce jechać, to samochody podstawiają”. Zostało chyba tylko sześć osób, a całą resztę kolumny samochodów rozwiozły gdzie indziej i trafiłem dalej.

Obawiał się pan Rosjan, bo pan coś słyszał o Rosjanach, o ich stosunku do Polaków?

Wszyscy. Tam było kilka tysięcy ludzi, to zostało sześć osób, które chciały pójść, bo chciały jechać do domu. „To my poczekamy na Rosjan”. Resztę wywieźli Amerykanie. Samochody podstawili i po różnych obozach porozwozili.

Czy pan miał kontakt z rodziną przez ten czas?

Nie. Dopiero właśnie jak już byłem w tym obozie. Myśmy się zgłosili do obozu wojskowego jako byli żołnierze Armii Krajowej. Nas do tego obozu wojskowego przyjęto i byliśmy w obozie wojskowym. Najpierw to było w Watenstedt, później nas przeniesiono do Herte. Dowództwo było polskie tego obozu. Tam byli różni ludzie. I z Powstania byli, i myśmy tam byli też, i z 1939 roku jeńcy, którzy tam byli w obozach. Jakoś się pozbierało towarzystwo i stworzył się wojskowy obóz. Myśmy w tym obozie byli. Stamtąd napisałem do Czerwonego Krzyża, że mam dwóch wujków, poszukuję i tak dalej. Okazało się, że jednego znaleziono. Tego, który mieszkał w Szkocji. Ten w Szkocji wiedział o tym, że ten drugi jego brat (a mój drugi wujek) jest w I Dywizji Pancernej, która jest już w Niemczech, o czym nie wiedziałem. Tego nie wiedziałem, że tu jest taka dywizja pancerna, że działa w Niemczech i tak dalej. Jak byłem w obozie, przychodzi do mnie komendant obozu i mówi: : „Słuchaj, masz się zameldować”. Był oficer łącznikowy, był pluton może z I Dywizji Pancernej. On działał przy tym plutonie jakieś dwa, trzy kilometry od nas. Nie wiem, jak się nazywała ta miejscowość, nie pamiętam. Mówi: „Wzywają ciebie tam do niego”. Mówię: „Co oni ode mnie chcą?”. Byłem zdziwiony, bo nie wiedziałem, o co to chodzi. W końcu [pytam]: „Gdzie to jest?”. – „No to jest tu i tu”. Poszedłem. Nas już ubrano w angielskie mundury, już żeśmy byli ubrani po wojskowemu. Idę, patrzę, jakiś pan kapitan, to mu się zameldowałem. Nazywał się kapitan Turnel. Mówi: „Ja jestem oficerem łącznikowym, ale gratuluję wam, kolego”. Czego on mi gratuluje? Nie wiem, o co chodzi. „Ale czego pan mi gratuluje, panie kapitanie? Nie wiem ciągle, o co chodzi”. – „Macie szczęście, że z tego listu, który tu trzymam dla was, mam ten list, znaleźliście swego wuja, który jest w dywizji pancernej i chce was do siebie zabrać”. W ten sposób za kilka dni byłem w dywizji pancernej. Z tym że musiałem pojechać, bo to było koło Braunschweigu, a dywizja stacjonowała koło Osnabrück. To było pół dnia jazdy pociągiem, powiedzmy.

Kiedy pan wrócił do Polski?

Wróciłem w 1947 roku ostatnim transportem po demobilizacji. Byłem w dywizji od początku 1946 roku do połowy 1947 roku, czyli półtora roku. Skończyłem dwie klasy gimnazjum w dywizji, bo generał Maczek zarządził: „Wszyscy młodzi mają się uczyć”. […] W ten sposób doczekałem demobilizacji. Jak się demobilizacja zbliżała (to już był sierpień 1947 roku), to trzeba się było zdecydować, czy się zostaje tam, czy się chce jechać do Polski. To było gimnazjum i liceum I Dywizji Pancernej w Quakenbrück. Dyrektorem był dyrektor gimnazjum z Łowicza, później pan profesor z Warszawy uczył mnie historii. Trzeba się było zdecydować, czy się chce jechać do Polski, czy zostać w Anglii. W końcu było tak, że miałem propozycję. Było kilku chłopców z AK w tej szkole dywizji pancernej, mieliśmy opiekuna, który nam załatwił, że mogliśmy (jak byśmy tylko wyrazili zgodę) jechać do Stanów Zjednoczonych, dostawaliśmy stypendium. Można było z niego korzystać aż do zrobienia doktoratu. Napisałem do mamy, a już miałem kontakt z rodziną, bo jak wujek się znalazł, to i kontakt się znalazł z rodziną. Napisałem do mamy, że mam taką propozycję. Mamusia mi napisała: „A czy my się, synu, jeszcze kiedyś w życiu zobaczymy?”. Serce się ścisnęło. Miałem jeszcze młodszą ode mnie o pięć lat siostrę. Matka została, ojciec zmarł w marcu przed Powstaniem, w moje szesnaste urodziny. Mówię: „No co, ja wyjadę do Stanów Zjednoczonych, a matka tu zostanie z siostrą i co?”. Powiedziałem: „Nie jadę”. I wróciłem do Polski. Wujek pojechał, w Londynie zmarł w 1962 roku.

Czy miał pan jakieś przykrości po powrocie do Polski?

Miałem. Raz, że nie mogłem pracy dostać, to jest jedna rzecz. Ale jak przyjechałem, to w mundurze dywizji pancernej, czarny beret i tak dalej. Ale nic nie wiedzieli o mnie, że byłem w AK. Nawet nie zgłosiłem tego. Jak przyjechałem w Szczecinie (bośmy pociągiem do Szczecina zostali dowiezieni), to nie mówiłem, że byłem w AK, i nasze władze nic nie wiedziały. Że wracam z dywizji, to wracam, bo byłem w mundurze, ale że byłem w AK, to nie wiedzieli. Jakby się dowiedzieli, to by mnie ani chybił wywieźli na niedźwiedzie i nie wiem, jakby się to skończyło. Czy ja bym to przeżył, czy nie. Na ogół nie wracali stamtąd. Jakoś uchowałem się, ale zostałem później oskarżony o szpiegostwo i pół roku musiałem się co sobota meldować na UB. Mój kolega siedział pół roku na Rakowieckiej. Drugi kolega przysłał mu jakąś paczkę i zawinął coś w niemiecką gazetę. Oskarżyli go, że szpieg. Niemiecka gazeta, to od razu szpieg, i pół roku siedział. Mnie się udało jakoś. Dostałem pracę w budownictwie, bo najprędzej można było tam się zaczepić. Zostałem zwalniany w sobotę i w sobotę musiałem się meldować na UB i cały dzień na UB siedziałem. Oni mnie maglowali w ciągu całej soboty. Z Koszykowej przyjeżdżał jakiś pan major, [maglował] mnie. Później zaczęli mnie oskarżać. Widziałem, że oni nie wiedzieli o mnie wielu rzeczy, a to, co wiedzieli, to były nieprawdziwe. Wykorzystałem to i powiedziałem: „Panie majorze, obywatelu majorze, to jest wszystko nieprawda”. – „Jak to, nieprawda?” Mówię: „Gdyby to była prawda, to tutaj w tym akcie oskarżenia, że ja mieszkałem w Bukowie, że ja to, że tamto. Ja w Bukowie nigdy nie mieszkałem. Ten, który to napisał, to musiał mnie nie znać. Skoro pisze, że mieszkałem w Bukowie, a ja mieszkałem w Henrykowie. To było trzy kilometry dalej, ale ja tam nie mieszkałem”. Takich szereg rzeczy [mi przypisywali], że ja twierdzę, że nie ma w Polsce wolnego handlu. Moja mama jak raz z moją siostrą prowadziły sklep prywatny. Mówię: „Jak ja mogę powiedzieć, że nie ma handlu, jak moja matka ma sklep? Przecież to widzi pan…”. Tak się z tego wykpiłem. W końcu on zgłupiał, a ja wykręciłem się sianem.
Później, jak już widział, że ze mną nie wygra, to zaczęli mi dawać propozycje. „To my wam to damy, tamto wam damy”. Zaczęli mi obiecywać i możliwość studiowania i tak dalej, oczywiście nic nie mówiłem. „Daję wam dwa tygodnie. Zameldować się tutaj u mnie z decyzją”. Po dwóch tygodniach przychodzę. „No i co? No i co?” Mówię: „No niestety, ja nie potrafię takich rzeczy robić”. Chodziło o to, żebym donosił i tak dalej. Mówię: „To nie w moim zwyczaju, nie mogę się na to zgodzić. Nie przyjmuję takich propozycji”. – „To was zamkniemy”. – „Zamykajcie”. – „Jeszcze wam daję tydzień czasu do namysłu”. Znowu za tydzień się tam melduję. „No i co, namyśliliście się?”. Mówię: „Ciągle podtrzymuję moje zdanie”.

Czy pan pamięta, który to był rok?

1948 rok.

Co pan teraz sądzi o Powstaniu Warszawskim?

Co by o Powstaniu nie mówić, różne są zdania na ten temat, ale gdyby drugi raz przyszło co do czego, to i ja, i wszyscy inni prawdopodobnie też podjęliby taką samą decyzję. Krótko mówiąc, bez żadnych specjalnych uzasadnień, bo uzasadnienia byłyby, ale na ten temat trzeba byłoby długo mówić i trochę się porozwodzić. Była potrzeba chwili i pod tą potrzebą chwili człowiek podejmował takie decyzje i gdyby to przyszło jeszcze raz zrobić, to bym to samo zrobił.

źródło:  http://ahm.1944.pl/Janusz_Goluchowski